poniedziałek, 20 kwietnia 2015

X

Okej. Wiec chodzi o to ze poznałam kogos przez internet. I ten chłopak był moim przyjacielem. Miał problemy.. A ja starałam sie mu pomoc. Właściwie to od początku, moze to bedzie pogmatwane ale mysle ze sie polapiesz.
Poznałam Adriana przez internet. Jest z Łodzi. Pisaliśmy długo. Pozniej wymieniliśmy sie telefonami i takie tam.... 
On miał dziewczyne Izę którą bardzo kochał. Zerwali pod koniec grudnia. 
Pozniej on popadł w depresje... Starałam sie mu pomoc ale no coz.. Czasami płakał na Viberze jak z nim rozmawialam takze cierpiał. 
Pozniej powiedział ze musi zerwać kontakt ze wszystkimi poznanymi w internecie. Teoche płakałam bo sie w nim zabujałam ale trudno. Odszedł to odszedł. Napisał ze mnie bardzo kocha i mysli i nie zapomni. 
Pare miesięcy pozniej wrocil. Nie odezwał sie ani słowa. 
Napisałam mu ze fajnie ze jest zacznijmy od nowa... On ze chętnie i zaczęliśmy od nowa pisac odnawiać relacje. I było o wiele lepiej. Pisaliśmy przez cała noc czasami. Po prostu było super. Ale pozniej Iza wrocila :) i znowu namieszała mu w głowie. Kochał ją cały czas. I ja mu pomagałam. Czasami mnie olewał ale mi wciąż zależało i cały czas starałam sie być blisko niego pomoc mu... Płakałam i przejmowałam sie jak nie wiem. Zaczęłam przejmować sie nim właściwie bardziej niz sama sobą.
Ale niedawno dowiedziałam sie ze owalał mi dupe do innych.  Wiec powiedziałam mu ze przepraszam bardzo i moge nie pisac do niego.. A on ze nie ma za co i ze on przeprasza i takie tam. 
No i odszedł na jakis czas znowu po czym wrocil. I ostatnio pisaliśmy troszkę ale ja juz nie radzę sobie. Placze po nocach... To głupie serio wiem o tym. Zachowuje sie jak jakas psychiczna ale chyba byłam w nim zakochana... I ja przestałam do niego pisac. Ostatnia wiadomość od niego to "dobranoc kocham tez spij dobrze". A ze codzienne pisaliśmy sobie dzien dobry miłego dnia to myslalam ze napisze On. Wczoraj napisał. Powiedział ze lepiej żebyśmy zerwali kontakt bo nie chce mnie krzywdzić. I ze jest tu tylko dla Izy. Nikogo wiecej. Zabolało. 
Nie wiem co mam ze sobą zrobic. Wiem ze głupio ze to pisze, moze po pozorach ale wydaje mi sie ze jetes w porzadku i moze jakos cos mi doradzisz albo.. No nie wiem. Mam kiepskie relacje z bliskimi a przyjaciele mówią mi tylko żebym zapomniała. A to nie jest takie proste.. 

wtorek, 6 stycznia 2015

Chapter 1

Czasami udaję, że moim najwcześniejszym wspomnieniem z dzieciństwa jest rzucanie do kosza z tatą na tyłach naszego domu.
 Jestem mały, więc tata daje mi mniejszą piłkę i obniża regulowaną obręcz. Każe mi rzucać, aż trafię sto razy z rzędu, co wydaje się niemożliwe. Potem idzie do domu zająć się moim dziadkiem, który niedawno wrócił ze szpitala bez nóg, trzymając w ręku różaniec mojej babci. W naszym domu od dłuższego czasu jest cicho i mam wrażenie, że moja mama juz nie wróci. Ale nie chcę myśleć o tym co się stało, więc robię to co kazał mi tata. 
 Najpierw nie jestem nawet w stanie dosięgnąć piłką kosza, choć ojciec go obniżył. Rzucam całymi godzinami, aż od nieustannego patrzenia w górę drętwieje mi szyja i jestem cały mokry od potu. Wtedy zachodzi słońce. Tata włącza reflektor, więc rzucam dalej. To lepsze niż siedzieć w domu i słuchać jak dziadek placze i jęczy. Poza tym tata mi kazał.
 W moim wspomnieniu rzucam do kosza przez całą noc i nie przestaję przez kolejne dni, tychodnie... Nie robię przerw nawet na jedzenie, spanie czy pójście do toalety. Po prostu rzucam do kosza i odpływam myślami, udając, że nigdy nie będę juz musiał wejść z powrotem do domu. - że nigdy nie będę musiał pamietać o tym co stało sie zanim zacząłem rzucać.
 Można sie zatracić w powtarzaniu- wycisz myśli. 
Przekonałem sie jakie to cenne, w bardzo młodym wieku. 
 Pamietam liście które spadły z drzew i kłębiły mi sie pod stopami, płatki śniegu, które parzyły mi skórę, żółte kwiaty na długich łodygach, które kwitły przy płocie, a potem zostały spieczone lipcowym słońcem. 
Przez cały ten czas nie przestałem rzucać. 
 Pewnie robiłem inne rzeczy, napewno chodziłem do szkoły- ale rzucanie do kosza na tyłach domu to jedyna rzecz, która pamietam z dzieciństwa.
 Po kilku latach tata zaczął wiecej sie odzywać i rzucać razem ze mną, co było miłe. Czasami dziadek zatrzymał wózek na końcu podjazdu i powoli pił piwo, przyglądając sie moim idealnym rzutom. 
 Obręcz była podnoszona za każdym razem, gdy trochę podrosłem. Wtedy pewnego dnia na tyłach mojego domu pojawiła sie dziewczyna. Miała blond włosy i uśmiech który zdawał sie nie znikać. 
- Mieszkam trochę dalej na ulicy - powiedziała - jesteśmy w jednej klasie.
 Nadal rzucałem, licząc ze sobie pójdzie. Miała na imię Erin i wydawała sie bardzo miła, ale nie chciałem sie z nikim zaprzyjaźniać. Chciałem tylko przez resztę życia sam rzucać do kosza. 
- Ignorujesz mnie? - zapytała.
 Próbowałem udawać, ze jej tam nie ma, bo w tamtym czasie udawałem ze nie ma całego świata. 
- Jesteś dziwny. - strwierdziła - Ale mi to nie przeszkadza. 
Piła brzdęknęła o obręcz i odskoczyła prosto w jej twarz, jednak dziewczyna miała dobry refleks i złapała piłkę zanim ta walnęła ją w nos.
- Mogę spróbować? - zaśmiała sie cicho.
Kiedy nie odpowiedziałem, po prostu rzuciła piłkę i trafiła prosto do kosza.
- Trochę gram z moim starszym bratem. -  wyjaśniła. 
Gdy rzucaliśmy z tatą, ten kto trafił do kosza dostawał piłkę z powrotem, wiec oddałem ją dziewczynie, która trafiła raz, drugi, trzeci...
W moim wspomnieniu trafiała setki razy zanim udaje mi sie odzyskać piłkę, ale mimo to nie opuszcza naszego podwórka. Razem rzucamy przez kolejne lata.

 PRZED SEZONEM
" Pytanie, które bardzo mnie nurtuje:
 Czy inni oszaleli czy to ja wariuję?"
 Tydzień przed rozpoczęciem ostatniej klasy liceum Erin ma na sobie treningową koszulkę do gry w kosza. 
Przez otwory rękawów widzę jej czarny sportowy stanik, co jest całkiem seksowne, przynajmniej dla mnie. 
 Próbuję sie nie gapić - zwłaszcza, że jemy śniadanie z moją rodziną - ale kiedy tylko Erin się nachyla i podnosi widelec do ust, odsłania otwór rękawa pod pachą i doskonale widzę kształt jej piersi. 
Przestań się gapić! Mowię do siebie, ale to niemożliwe. Nie słyszę ani jednego słowa z rozmowy nad jajecznicą.
 Nikt nie zauważa, ze sie gapię. 
Erin ma w sobie tyle charyzmy i jest taka piękna, że tata i dziadek nigdy nie zwracają na mnie uwagi gdy w pobliżu jest moja dziewczyna . Tak jak ja zawsze patrzą na Erin. 
 Kiedy zbieramy sie do wyjścia, mój beznogi dziadek krzyczy ze swojego wózka:
 - Daj powód do dumy kilku Irlandczykom, którzy jeszcze zostali w tym mieście! 
 - Po prostu daj z siebie wszystko co możesz. - motywuje mnie ojciec. - Pamiętaj, to dopiero początek, więc pod koniec zawsze masz szansę wygrać z talentem dzięki ciężkiej pracy...
 To osobiste motto taty, który sam pracuje w budce na nocne zmiany - pobiera opłaty za przejazd przez most, gdzie niepotrzebny mu ani talent, ani silna motywacja.
 Głównie z powodu dziadka życie taty jest dość ponure. W jego oczach zawsze pojawia sie jednak błysk nadziei, gdy  mówi mi o przewyższeniu talentu pracowitością, więc dla niego - i dla siebie też - postaram sie właśnie to zrobić. 
 Noce, kiedy tata przygląda się, jak gram w koszykówkę, to moim zdaniem najlepsze noce jego życia. Głownie dlatego tak kocham kosza: Mam szansę uszczęśliwić mojego tatę grą. 
Kiedy rozegram dobry mecz, tata ze łzami w oczach mówi mi, że jest ze mnie dumny przez co sam się wzruszam. 
 Kiedy dziadek nas wtedy widzi, stwierdza że jesteśmy cioty.
 - Gotowy? - pyta mnie Erin.
Gdy patrzę na jej twarz i spoglądam w te jej piękne, zielone jak koniczyna oczy, nieuchronnie myśle o tym, jak pocałuje ją wieczorem, i wszystko zacznie mi twardnieć, więc szybko przeganiam ten obraz.
Nie czas na amory - trzeba wziąć sie w garść, bo sezon zaczyna się juz za dwa miesiące.
**********

Jest coś o czym powinniście wiedzieć: mówią na mnie Biały Królik.
Za każdym razem kiedy w szkolnej stołówce podadzą marchewkę, Terrell Patternson zakrada sie do mnie i wrzeszczy "Nakarmić Białego Królika!" W ramach żartu wywalając marchewkę na mój talerz, po czym wszyscy idą w jego ślady, aż na moim talerzu wyrasta pomarańczowa góra. 
Zaczęło sie zeszłej wiosny. 
Gdy wydarzyło się to po raz pierwszy strasznie się wściekłem, bo uczniowie szkoły przechodzili koło mnie i zrzucali mi na talerz resztki swojego jedzenia, co nie było szczególnie higieniczne, zwłaszcza, ze nie kończyłem jeszcze jeść.
 Erin, która poza sezonem siedzi ze mną w stołówce, zaczęła po prostu z entuzjazmem jeść marchewkę i dziękować za nią co zbiło wszystkich z tropu.
- Pycha! Dajcie jeszcze trochę, proszę !- powtarzała z miną świadczącą o opętaniu, aż w koncu ludzie zaczęli sie śmiać z niej a nie z tego co przytrafiło sie mnie.
 Właściwie to lubię potrawkę z marchewki więc tez trochę zjadłem, bo wiedziałem że plan Erin działa a mnie nie obchodziło to że ludzie się śmieją. Będę miał lepszy wzrok pomyślałem i przestałem sie przejmować. Jedyny problem polega na tym, ze zwalanie marchewki na mój talerz stało sie cotygodniowym rytuałem i juz mnie to nie bawi. Mam nadzieje, ze ludzie zapomnieli o tym przez wakacje choć watpię żeby tak sie stało. 
 Należę do nielicznej, kilkudziesięcioosobowej grupki białych dzieciaków w szkole. Jestem cichy jak królik. Postać grana przez Eminema w filmie 8 Mila nosi ksywkę B-Rabbit, Króliczek. Eminem jest najsłynniejszym białym raperem na świecie - a ja jestem trochę do niego podobny. Głownie z charakteru. 
 Jednak moje przezwisko wzięło sie głownie z bardzo smutniej książki Johna Updike'a która mieliśmy przeczytać na angielski. Opowiada ona o białej gwieździe koszykówki sprzed lat, zawodniku o imieniu Królik, który dorasta i prowadzi dość nędzne życie.
Nie jestem gwiazdą, ale jestem jedynym białym w koszykarskiej reprezentacji szkoły. 
 Wes, który gra jako środkowy, jedyny zawodnik który chodzi na rozszerzony angielski, powiedział o książce Updike'a chłopakom z naszej drużyny - a właściwie tylko o tym, że opowiada o białym zawodniku z kompromitującym imieniem. Wszyscy z drużyny zaczęli nazywać mnie Białym Krolikiem . 
Ksywka się przyjęła i teraz nazywa mnie tak cała szkoła. Nawet Erin czasem drażniąc sie ze mną mówi do mnie po przezwisku.